niedziela, 19 lipca 2020

I once kneeled in shaking thrill

I chase the memory of it still, of every chill.  chided by that silence of ahush sublime -  blind to the purpose of thebrute divine. . .    b u t   y o u   w e r e   m i n e .
Imię: Julien Étienne
Nazwisko: Rosier
Wiek: 26 lat
Status krwi: Czystej krwi
Edukacja: Hogwart; Slytherin
Różdżka: Osika i róg rogatego węża,11¾ cala, niezbyt giętka
Praca: Niewymowny w Departamencie Tajemnic Brytyjskiego Ministerstwa Magii
Związek: Żonaty
Orientacja seksualna: Panseksualny
Rodzina:
  • L i n n e a   R o s i e r  (z d. Parkinson) - matka, czarownica czystej krwi, kobieta bardzo przywiązana do tradycji, ponad wszystko ceniąca sobie szyk i dostojność, jakie wiążą się z byciem przedstawicielem szanowanej czystokrwistej rodziny. Wyniosła i dość oziębła w stosunku do innych, a gdy przyszło do zajmowania się synami, preferowała zimny wychów. Po śmierci Evana zamknęła się w sobie i praktycznie nie wychodzi z domu.
  • T h e o d o r e   R o s i e r  -  ojciec, czarodziej czystej krwi, Śmierciożerca i jeden z pierwszych popleczników Lorda Voldemorta; zesłany do Azkabanu. Człowiek nad wyraz opanowany, który zawsze był tym bardziej wyrozumiałym z rodziców, jednak wciąż daleko było mu do ojca często okazującego synom miłość.
  • E v a n   R o s i e r  -  młodszy brat, czarodziej czystej krwi, Śmierciożerca zabity przez Aurora w styczniu 1981 roku, w wieku 22 lat. Po matce odziedziczył przesadną dumę, nikt nie wie za to, po kim trafiła mu się wybuchowość i porywczość, z których był znany nawet w tych nie-śmierciożerczych kręgach. Cechowało go wybitne okrucieństwo i zaciętość, poza tym bardzo źle znosił krytykę, jednak cała rodzina była gotowa przysiąc, że jeśli komuś uda się wyjść cało z tej wojny, to właśnie Evanowi. Julien wciąż nie jest w stanie pozbierać się po jego śmierci.
  • G a l e n a   R o s i e r  (z d. Shafiq) - żona, czarownica czystej krwi egipskiego pochodzenia. Kobieta równie wyniosła co Linnea i znacznie bardziej gwałtowna z natury, z okropną tendencją do oskarżania bliskich o wszystkie swoje niepowodzenia i nieszczęścia. Świetna manipulantka, świadoma swoich wdzięków i wiedząca, jak je wykorzystać. Aktualnie w czwartym miesiącu drugiej ciąży.
  • E l e k t r a   R o s i e r  -  córka, czarownica czystej krwi. Czteroletnia dziewczynka rozpuszczona przez całą rodzinę ponad wszelką miarę; na chwilę obecną nie wykazuje żadnych magicznych zdolności, ale nikt nie dopuszcza do siebie nawet myśli, że może być to zły znak, ma przecież potężnych, czystokrwistych rodziców, którzy na dobrą sprawę tylko dla jej dobra starają się nie kłócić, gdy córka jest w pobliżu.
  • L y n x   S h a f i q  -  teść, czarodziej czystej krwi. To właśnie w niego wdała się Galena; mężczyzna samą swoją obecnością wzbudza w zebranych szacunek, nie patyczkuje się z nikim i niczym i świetnie wie, czego chce, nie waha się również krytykować zięcia w niemal każdej kwestii. Galena jest jego jedynym dzieckiem i ukochaną córką, dlatego też nie jest w stanie dostrzec żadnych jej wad i w sporach zawsze bierze jej stronę.
  • A m a r y l l i s   S h a f i q  -  teściowa, czarownica czystej krwi, dokładne przeciwieństwo matki Juliena. Kobieta radosna, zawsze uśmiechnięta i gotowa każdemu udzielić dobrej życiowej porady. Pozytywnie nastawiona do świata i ludzi, choć i jej zdarza się odrobinę tracić wigor, gdy przychodzi co do czego i Amaryllis musi ścierać się z własną córką.
  • D r u e l l a   B l a c k  (z d. Rosier) - ciotka od strony ojca, dostojna kobieta, która nieczęsto zabiera głos, a kiedy już jej się zdarza, robi to właściwie tylko i wyłącznie po to, by podkreślić własną wyższość nad rozmówcą. Lata temu zasiadała w radzie Wizengamotu, ostatecznie jednak zrezygnowała z pozycji, by zająć się dziećmi.
  • C y g n u s   B l a c k   I I I  -  wuj, czarodziej czystej krwi. Pogodny mężczyzna, niemal idealne przeciwieństwo swej żony Druelli; nieco nieśmiały, ale otwarty na ludzi i nowe doświadczenia, przy tym jednak niezbyt skory do wychylania się i wychodzenia przed szereg. Plotka głosi, że ideologia czystej krwi trochę mu się przejadła, jednak oficjalnie wciąż sztywno się jej trzyma.
  • B e l l a t r i x   L e s t r a n g e  (z d. Black) - kuzynka, czarownica czystej krwi. Śmierciożerczyni, jedna z najbardziej zaufanych podwładnych Czarnego Pana, któremu wciąż pozostaje fanatycznie oddana. Aktualnie przebywa w Azkabanie.
  • A n d r o m e d a   T o n k s  (z d. Black) - kuzynka, czarownica czystej krwi, wydziedziczona przez rodziców po tym, jak wyszła za mugolaka. Rodzina nie utrzymuje kontaktów ani z nią, ani z jej mężem, wiadomo jednak, że parę lat temu urodziła dziecko, córkę imieniem Nimfadora.
  • N a r c y z a   M a l f o y  (z d. Black) - kuzynka, matka dwuletniego Draco. Jest prawdopodobnie ulubioną z kuzynek Juliena i jedyną kobietą w rodzinie, której towarzystwo go nie męczy.
  • D e b o r a h   B r a d s h a w - P a x t o n  -  kuzynka, czarownica półkrwi, zastępca szefa Urzędu Niewłaściwego Użycia Czarów.
Osobowość: Od śmierci brata jest jakiś inny. Mniej buńczuczny, mniej zadufany w sobie i pewny swej własnej nieomylności; brakuje mu jakby jakiejś części samego siebie, jakieś maleńkiej cząstki, stricte julienowej, która niegdyś czyniła z niego tego, kim był, pozwalała mu czuć się dobrze we własnej skórze i z własnymi czynami. Sprawiała, że nawet gdy podejmował błędne decyzje, gdy robił coś, czego okropnie później żałował, wciąż potrafił iść przez życie z uniesioną dumnie głową i drwiącym uśmiechem wykrzywiającym usta. Był przystojny, inteligentny i przebiegły, wydawać by się mogło stereotypowy Ślizgon, chętnie i dobitnie wyrażający swoje zdanie, głośno przemawiający głosem całych pokoleń czarodziejów wyznających ideologię czystej krwi, przekonany o własnych racjach, nawet jeśli świat zdawał się zwijać sam w sobie w próbach udowodnienia mu, że wcale tej racji nie ma. Wydaje się, że tę właśnie cząstkę Evan zabrał ze sobą do grobu - tę zdolność patrzenia na świat z politowaniem, tak, jakby wszyscy i wszystko było na poziomie znacznie niższym niż on sam. Dawno, dawno temu, w czasach, które dziś wydają mu się być jakby mglistym wspomnieniem z zupełnie innego życia, Julien czuł się jak młody bóg, wszechmocny i wszechpotężny, przed którym otworem stoi świetlista przyszłość pełna chwały i sukcesu, aż do momentu, w którym rzeczywistość strąciła go z piedestału i wylądował twarzą w błocie. W jakimś stopniu wciąż jest sobą, tym samym wyniosłym mężczyzną, który jednym uśmiechem jest w stanie zjednać sobie ludzi, jeśli tylko najdzie go ochota, sęk jednak w tym, że rzeczona ochota nie nachodzi go już prawie wcale. Stał się bardziej wycofany i znacznie mniej przebojowy, szczególnie w porównaniu z czasami szkolnymi, w których to nieraz uznawany był za urodzonego przywódcę i udowadniał, że na ten tytuł zasługuje, przewodząc grupie przyjaciół; miał w sobie coś takiego, co sprawiało, że ludzie zwyczajnie chcieli za nim podążać i słuchać, co ma do powiedzenia, niezależnie od tego, na jaki temat by się wypowiadał. Dziś woli raczej zatrzymywać własne zdanie dla samego siebie i nie dzielić się nim z innymi, jeśli nie widzi takiej potrzeby. Z wygadanego, pyskatego młodzika stał się nieco ponurym mężczyzną, który swoim milczeniem potrafi zniechęcić potencjalnego rozmówcę niemal równie skutecznie co beznamiętnymi spojrzeniami, i choć lata temu wszedł mu w krew nawyk przybierania maski pogodnego i skorego do dyskusji czarodzieja, gdy przebywa w towarzystwie, jego rodzina wie najlepiej, że od śmierci Evana zdarza mu się na przemian milczeć całymi dniami i wybuchać wściekłością bez żadnego większego powodu. Cięty język, z którego, można by rzec, od dawna był znany, dziś jest podszyty okrucieństwem. Wydaje się, że ze starego Juliena pozostała jedynie skorupa, maska pozorów utrzymywanych jedynie ze względu na reputację rodziny i konieczność dbania o dobre imię rodu, a jedno o Rosierze trzeba wiedzieć na pewno: mimo wszystko cały czas nie brak mu determinacji. W pewnym sensie to właśnie determinacja trzyma go przy życiu i nie pozwala ostatecznie machnąć na wszystko ręką i spędzić reszty dni w łóżku, rozpaczając nad własnym losem - determinacja i paląca żądza zemsty za śmierć brata. Bo i w tym aspekcie Julien zawsze przedstawiał sobą idealny stereotyp Ślizgona: był, jest i będzie mściwy i okropnie w swej zemście zacietrzewiony, gotów posunąć się dalej, niż ktokolwiek mógłby sądzić, patrząc na jego miły, choć w wyraźny sposób przebiegły uśmiech. Żadna krzywda wyrządzona jego rodzinie nie ujdzie płazem, żadne złe słowo rzucone pod jej adresem nie zostanie zapomniane. To prawda, od śmierci brata jest jakiś inny, może dlatego, że odebrano mu jedyną osobę, wobec której był bezwarunkowo lojalny i bezbrzeżnie oddany, jedyną osobę, którą kochał nad życie i dla której poświęciłby własne, gdyby tylko o to poprosiła. Zmienił się, zmienił się na gorsze, i nie ma już dla niego drogi powrotnej do tego, co było kiedyś, bo spalono wszystkie jego mosty, nawet nie pytając go o zgodę. Być może to właśnie dlatego stracił wszelkie skrupuły i zahamowania - być może tak naprawdę nigdy ich nie miał, bo był synem swojego ojca i jedynie wmawiał sobie i wszystkim wokół, że potrafi być przyzwoitym człowiekiem. Nie potrafi. Będzie oszukiwał, zabijał i ranił, będzie torturował i spiskował, i niszczył życia, tak długo i zacięcie, aż nie osiągnie swojego celu, nawet jeśli świetnie wie, że nic z tego nie przywróci życia Evanowi. Nic nie szkodzi. Świetnie wie też, że Evan właśnie tego by pragnął, a kim jest Julien, by czegokolwiek mu odmawiać, nawet po jego śmierci?
Historia: Jego rodzice nigdy nie byli w stanie dojść do porozumienia w wielu kwestiach, ale wydawało się, że jedna sprawa wyjątkowo ich poróżniła: płeć pierworodnego dziecka. Linnea Rosier ponad wszelką miarę pragnęła córki, idealnego dziecka, które mogłaby przyodziewać w sukienki i zabierać na zakupy na Pokątną, dokładnie tak, jak robiła to jej własna matka i matka jej matki. Pragnęła spokojnego życia z dziewczynką o kruczoczarnych włosach zaplecionych w warkocz. Jej mąż, jak każdy mężczyzna ponad wszystko ceniący tradycję i lubiący unosić się honorem, oczyma wyobraźni widział już wymalowane na niebiesko ściany pokoju dziecięcego i małego brzdąca płci męskiej biegającego po ogrodzie z umorusaną buzią. Kłócili się o to jeszcze zanim Linnea zaszła w ciążę i nie przestali praktycznie aż do samego porodu, choć obie matki i każda ciotka gotowe były zdzielić Theodore'a po głowie z oburzonym okrzykiem przestańcie się kłócić, to szkodzi dziecku!. Pomyśl o dziecku, powtarzały, sęk jednak w tym, że to właśnie dziecko było wszystkim, o czym młodzi Rosierowie mogli myśleć, po części z ekscytacją, po części z obawą; bo co, jeśli rzeczywiście urodzi się chłopiec? Co, jeśli dziewczynka? Ostatecznie Linnea nie potrafiła ukryć rozczarowania, gdy po trudnym porodzie położna oświadczyła: gratulacje, ma pani pięknego, zdrowego synka. Mały Julien byłby więc oczkiem w głowie ojca, gdyby nie fakt, że Theodore Rosier zdawał się panicznie bać wziąć dziecko na ręce w obawie, że przypadkiem coś mu zrobi, i choć kochał syna, na przestrzeni lat ani trochę nie nauczył się tej miłości okazywać, nawet gdy trzy lata później na świat przyszedł Evan, i o ile starszy z synów Rosierów zdawał się być niemal idealną kopią matki, o tyle młodszy był lustrzanym odbiciem ojca. Linnea, zawiedziona kolejnym męskim potomkiem, stała się jeszcze bardziej odległa i obu braciom jawiła się niczym bogini zasiadająca na swoim tronie - piękna, ale zimna i niedostępna. Niezależnie od tego, jak bardzo zabiegali o jej uwagę, rzadko słyszeli z jej ust ciepłe słowo, ojciec zaś, choć znacznie mniej wymagający, zwyczajnie nie potrafił okazywać uczuć, młodzi Rosierowie szybko więc uczepili się siebie nawzajem. Julien zawsze był dzieckiem rozpuszczonym, jednak wbrew przewidywaniom wszystkich krewnych nie popadł w chorą zazdrość na punkcie młodszego brata, który pojawił się w jego życiu znienacka i wywrócił je do góry nogami; być może w wieku lat trzech był na to po prostu za mały, a być może był to jakiś sygnał, którego nikt nie zdołał wtedy odczytać, prawda jest jednak taka, że od samego początku był wobec Evana nadzwyczaj opiekuńczy. Przez następne lata spędzał z nim każdą wolną chwilę, bawił i starał się uczyć tego, co sam wiedział i potrafił, i choć jak w przypadku każdego rodzeństwa i jemu zdarzało się złościć na młodszego chłopca, nigdy nie potrafił boczyć się na niego długo. Julien skończył jedenaście lat, poszedł do Hogwartu, gdzie, podobnie jak rodzice, przydzielony został do Slytherinu, jednak pierwsze trzy lata nauki nie były dla niego najłatwiejsze; miał złe oceny, średnio uważał na zajęciach, spóźniał się i pyskował profesorom, wszystko dlatego, że okropnie źle znosił rozłąkę z bratem, z którym widywać mógł się tylko na wakacje i Boże Narodzenie. Zmiana, która zaszła w nim na czwartym roku, kiedy to Evan sam zaczął naukę w Hogwarcie, była wręcz dramatyczna - jego wyniki poszybowały w górę, i choć wciąż miał niewyparzoną gębę, najwyraźniej znalazł sposób, by pyskowanie zmienić w sprytne docinki, odpowiednio przykre dla nauczycieli, ale nie na tyle niegrzeczne, by zarobiły mu jakąkolwiek karę. Większość wolnego czasu spędzał z bratem, szukając go na przerwach, siedząc z nim przy stole w Wielkiej Sali, pomagając mu w pracach domowych lub zwyczajnie rozmawiając aż do późna w nocy. Wszystko znów było na swoim miejscu, bo Rosierowie znów byli nierozłączni; wszechświat wrócił do swojego prawowitego stanu. Wybuchła Wojna Czarodziejów, ich ojciec przyjął Mroczny Znak; Juliena ani trochę to nie obchodziło. Nie z początku. Zaczęło go obchodzić dopiero, gdy poczuł, że Evan powoli mu się wymyka, przyciągany przez czarną magię, przez potęgę i władzę, które ta obiecywała. Julien był wtedy na siódmym roku, już praktycznie kończył naukę, i nagle dotarło do niego, że za chwilę nie będzie miał na brata żadnego wpływu - nie będzie miał pojęcia, co ten robi i z kim, bo jego samego już tam nie będzie, by nad wszystkim czuwać. Prawie zawalił przez to egzaminy, i w ciągu następnych lat niejednokrotnie dochodził do wniosku, że może lepiej byłoby, gdyby rzeczywiście niczego wtedy nie zdał; Dumbledore na pewno pozwoliłby mu poprawiać rok, a to byłby świetny pomysł - jeszcze jeden rok z bratem. Ale zdał, dostał pracę w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Czarów i wszystko zdawało się być w porządku, tyle tylko, że nie było. Bo co z tego, że malowała się przed nim świetlana przyszłość, skoro nie miał przy sobie Evana, biednego, małego Evana, którego trzeba było chronić przed okrutnym światem? Prawdopodobnie popadłby wtedy w czystą rozpacz, gdyby nie spotkał Galeny Shafiq, świeżo upieczonej stażystki w Gringocie. Była piękna, inteligentna i pochodziła z dobrego rodu, i już samo to wystarczyło, by Julien zakochał się w niej na zabój - jak można było wtedy pomyśleć, z wzajemnością. Ślub wzięli niecałe dwa lata później, a Galena wprowadziła się do rezydencji Rosierów, i wydawać by się mogło, że tym razem wszystko rzeczywiście ułożyło się tak, jak powinno, ale rzeczywistość ma to do siebie, że nie lubi grzecznie pukać do drzwi, a raczej wywarzać je kopniakiem. Evan ledwie ukończył naukę w Hogwarcie, a już zgiął kark przed Lordem Voldemortem i podobnie jak ich ojciec przyjął Mroczny Znak. Julien nigdy by mu o tym nie powiedział, ale noc, w którą dotarły do niego wieści, przepłakał w poduszkę; nie usłyszał tego nawet prosto z ust brata, dowiedział się od ojca, dumnego z młodszego syna, który poszedł w jego kroki, ślepo wierząc we wszystko, co głosił jego nowy pan. Julien nie mógł pochwalić się podobną wiarą, podobnym przekonaniem, bo choć ideologię czystej krwi miał, cóż, we krwi, to jednak czytał gazety i widział rosnące z dnia na dzień liczby ofiar, i myśl o tym, że być może na liście zabitych ujrzy kiedyś imię i nazwisko brata, wpędzała go w czarną rozpacz. Tamtej nocy, spędzonej w objęciach żony, dotarło do niego, że nie ma wyboru - nigdy go nie miał, od chwili, w której jego ojciec poznał jego matkę. Był pionkiem w jakiejś wielkiej, niemożliwej do ogarnięcia umysłem grze, i walka z tym faktem nie miała absolutnie żadnego sensu. Jeszcze w tym samym miesiącu sam przyjął Mroczny Znak, a gdy wśród zebranych Śmierciożerców napotkał wzrok brata, wiedział, że cokolwiek zrobi, by zapewnić mu bezpieczeństwo, nie znajdzie w sobie dość przyzwoitości, by czegokolwiek żałować. Gdy Evan wspinał się po drabinie hierarchii popleczników Czarnego Pana, Julien stał u jego boku; gdy Evan rzucał Cruciatus na Bogu ducha winnego mugola, Julien wiedział, że nie potrafiłby kazać mu przestać; gdy Evan nieopatrznie odwrócił się tyłem do przeciwnika, Julien nie wahał się wykrzyknąć Avada Kedavra; a gdy Evan leżał zwinięty w łóżku z twarzą wykrzywioną bólem po tym, jak oberwał rykoszetem wyjątkowo paskudnego zaklęcia wybuchowego i odmówił wypicia eliksiru przeciwbólowego, Julien spędzał godziny, odsuwając mu włosy z oblanego potem czoła. Jego brat był przerażający, ale był też piękny w sposób, który tylko Julien był w stanie dostrzec i naprawdę, naprawdę docenić. Urodziła mu się córka, pucołowate zawiniątko, które kochałby całym sercem, gdyby tylko nie był synem swojej matki; gdyby tylko jego serce nie zostało już zagrabione przez kogoś zupełnie innego. Galena wiedziała - musiała wiedzieć, może od początku, może nie, to nie było istotne; może zupełnie jej to nie obchodziło, tak, jak nie obchodził jej Julien. Kłócili się coraz więcej, rozmawiali ze sobą coraz mniej, i można byłoby powiedzieć, że ich miłość zwyczajnie się wypaliła, sęk w tym, że Rosier nie był już nawet pewien, czy jakakolwiek miłość kiedykolwiek w ogóle ich łączyła. Galena zdradziła go raz, drugi, trzeci, wróciła do domu nad ranem, trochę zbyt pijana, by trzymać język za zębami, spojrzała mu prosto w twarz i powiedziała: wiesz, wyszłam za ciebie tylko dlatego, że masz pieniądze, status i ładną twarz. Chciał być wtedy wściekły. Chciał jej nienawidzić - ale nienawiść przyszła dopiero później, powoli wkradła się w jego serce, wypierając otępienie, które wypełniło go od środka tamtego wczesnego poranka, gdy jego świat powoli zaczął się rozpadać. Mijały miesiące, a on zaczął odwdzięczać jej pięknym za nadobne, biorąc do łóżka każdego, kto tylko się napatoczył, i wcale się z tym nie kryjąc. Galena była wściekła - i dobrze. Galena była zraniona - świetnie, tak właśnie powinno być. Nic go już nie obchodziły jej uczucia; teraz liczył się Evan, Evan i tylko Evan, zawsze Evan i nikt inny, Evan, o którym Julien myślał zbyt dużo, zbyt często, zbyt intensywnie, zbyt nie tak, jak powinien. A potem Evan został zamordowany. Jednego dnia śmiał się z czegoś podczas rodzinnego obiadu, a następnego leżał na stole w kostnicy Świętego Munga, zimny, nieruchomy i tak bardzo, okropnie martwy. Wojna się skończyła, Śmierciożercy, w tym Theodore Rosier, zaczęli trafiać do Azkabanu, a Evan wciąż był martwy. Ta świadomość towarzyszyła Julienowi każdej minuty każdego dnia; gdy składał zeznania przed Wizengamotem, gdy dziękował za oficjalny wyrok - ułaskawienie na podstawie zeznań ojca, który twierdził, że Julien pozostawał pod działaniem zaklęcia Imperius - i gdy bawił się z córką. Widział zatroskane spojrzenia matki i miał ochotę prychnąć z pogardą, powiedzieć: miałaś dwóch synów, którym nie raczyłaś okazać ani krztyny ciepła, a teraz zamiast synów masz nagrobek i wrak człowieka, więc w dupę sobie wsadź to swoje zmartwienie. Minęły trzy miesiące, potem sześć, potem rok, i Rosierowie odwiesili do szafy czarne stroje żałobne. Ale nie Julien. Julien cały czas nosi żałobę, choć w sposób bardziej prywatny, napędzany wściekłością i nienawiścią do ludzi, którzy odebrali mu jedyną osobę, za którą gotów był bez wahania oddać własne życie. Wciąż nie jest w stanie zrozumieć, jak jego rodzina mogła tak łatwo i wygodnie zostawić śmierć Evana w przeszłości, zakopać ją między kartami historii i tylko czasem wspomnieć go w rozmowie, jakby był dalekim krewnym, który wyjechał do Tybetu hodować jaki. Nienawidzi ich za to. Nienawidzi bardzo, bardzo wielu osób, i choć jeszcze parę lat temu nigdy by się o to nie posądził, dziś wie, jak bardzo wyzwalająca potrafi być nienawiść. Odbiera człowiekowi wszystkie skrupuły i zahamowania, zostawiając tylko z własnymi emocjami i uczuciami, i to piękna rzecz, nawet jeśli te emocje prędzej czy później strawią człowieka od środka.
Aparycja: Podobno gdyby nie odziedziczone po ojcu płowe włosy, byłby idealną kopią matki - trochę wyższą, bo mierzącą równe metr dziewięćdziesiąt, ale z tymi samymi bladozielonymi oczami i niewielkim stadem piegów na nosie, które zdaje się pojawiać znienacka za każdym razem, gdy tylko Julien przebywa na słońcu, całkiem dobrze widoczne na tle jego jasnej karnacji. Zawsze był dość szczupły, i choć zazwyczaj daleko mu było do chuderlaka, to jednak przez ostatnie dwa lata znacząco schudł. Ma prosty nos i wąskie wargi Parkinsonów, a także charakterystyczną dla nich linię szczęki - kanciastą, ale nie przesadnie silną. Mroczny Znak, który jeszcze rok temu zdobił jego lewe przedramię, dziś wyblakł na tyle, że jest praktycznie niezauważalny, jeśli nie wie się, że wciąż tam tkwi, tego samego nie można jednak powiedzieć o bliznach, które Julien wyniósł z jednej z potyczek z ludźmi Zakonu Feniksa; jedna z nich, długa i poszarpana, ciągnie się w dół od jego lewego obojczyka, sięgając niemal pępka, a druga, po poparzeniu, zdobi lewy bark i część ramienia.
Umiejętności: Płynnie w mowie i piśmie posługuje się językiem francuskim; od dzieciństwa gra na skrzypcach i ćwiczy kaligrafię. Kiepsko radzi sobie ze zwierzętami i z utrzymywaniem porządku, potrafi za to nad wyraz szybko czytać, ma też dobrą pamięć do szczegółów i twarzy, prawie nigdy nie zapamiętuje jednak imion.
Zdolności magiczne:
  • Posiada licencję na teleportację odkąd zdał test w wieku osiemnastu lat. Na czas dochodzenia została mu ona chwilowo odebrana; otrzymał ją z powrotem dopiero parę tygodni temu.
  • Potrafi posługiwać się magią niewerbalną, jednak najlepiej radzi sobie z nią w przypadku transfiguracji oraz zaklęć i uroków ofensywnych używanych w pojedynkach.
  • Świetnie radzi sobie z warzeniem eliksirów, nawet tych bardziej skomplikowanych, jednak nie uznaje się za mistrza w tej dziedzinie, jako że od ukończenia szkoły nieczęsto miał okazję wyciągnąć kociołek z piwnicy.
  • Na życzenie ojca wraz z bratem szkolony był w sztuce oklumencji. W przeciwieństwie do Evana, Julienowi udało się opanować ją w zaskakująco wysokim stopniu - potrafi zamknąć swój umysł na tyle skutecznie, że tylko czarodziej wyjątkowo uzdolniony w sztuce legilimencji jest w stanie odczytać jego myśli.
  • Nie jest w stanie wyczarować patronusa w żadnej formie.
Ciekawostki:
  • Jego pierwsza różdżka, zakupiona w Paryżu w 1967, wykonana była z berberysu i zawierała włos z głowy wili. Używał jej przez następną dekadę, do momentu, gdy uległa zniszczeniu podczas jednej z walk toczonych między Zakonem Feniksa a Śmierciożercami, przez co zmuszony był kupić nową. Aktualną posługuje się od niecałych czterech lat.
  • W czasach szkolnych jego ulubionymi przedmiotami były transfiguracja oraz zaklęcia i uroki, niepodważalnie najlepiej radził sobie jednak na zajęciach z eliksirów. Podobno jest nad wyraz utalentowany w tej dziedzinie, przez dłuższy czas rozważał nawet karierę alchemika, ostatecznie jednak zrezygnował z tego pomysłu, decydując się na pracę w Ministerstwie.
  • Gdy wraz z matką poproszony został o stawienie się w kostnicy Świętego Munga w celu potwierdzenia tożsamości zmarłego Evana, Julien rzucił się na obecnego w pomieszczeniu przedstawiciela Biura Aurorów, wrzeszcząc, że zabili mu brata. Musiał zostać siłą wyprowadzony z sali i napojony eliksirem uspokajającym, w przeciwnym razie z pewnością wydrapałby biednemu czarodziejowi oczy, a jego wściekłe zawodzenie podobno słychać było aż dwa piętra wyżej.
  • Nie interesuje się rozgrywkami Quidditcha, kiepsko idzie mu również gra w szachy czarodziejów.
  • Mimo pozycji obejmowanej w Ministerstwie, nigdy nie został dopuszczony do wewnętrznego kręgu podwładnych Lorda Voldemorta, co w gruncie rzeczy bardzo mu odpowiadało. Choć popierał jego ideologię, przerażały go śmierć i cierpienie, zarówno cudze, jak i to potencjalnie własne. Gdyby nie chęć chronienia brata, prawdopodobnie nigdy nie zostałby Śmierciożercą.
  • Razem z matką, żoną i córką mieszka w rodzinnej rezydencji Rosierów - dużym domu w stylu wiktoriańskim otoczonym dobrze zadbanymi ogrodami, mieszczącym się na walijskiej wsi.
  • Po pięciu latach pracy w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Czarów otrzymał propozycję pracy z Departamentu Tajemnic, którą natychmiast przyjął. Od tamtej pory obejmuje stanowisko Niewymownego, a jego stałym miejscem pracy jest Sala Czasu.
  • Od lat cierpi na chroniczne bóle głowy, najprawdopodobniej związane ze zmianami pogodowymi; migreny te potrafią trwać nawet kilka dni i gdyby nie eliksiry przeciwbólowe, których zapas trzyma w gabinecie - pod kluczem, by Elektra przypadkiem się do nich nie dobrała - Julien nie byłby w stanie normalnie funkcjonować.
  • Od śmierci brata dręczą go koszmary, najprawdopodobniej będące odzwierciedleniem poczucia winy, z którym się zmaga; najczęściej śni mu się, że zmuszony jest patrzeć na śmierć Evana lub że morduje go własnymi rękoma. Za każdym razem budzi się z krzykiem i nie jest już w stanie zasnąć, często jest też na tyle roztrzęsiony, że nie potrafi zająć się czymkolwiek produktywnym. Nie przyznałby się do tego na głos, ale jedyną osobą, która jest w stanie na powrót go wtedy uspokoić, jest skrzatka domowa Rosierów, Błyskotka.
  • Koszmary, bezsenność i ogólnie pojęte niesnaski między małżonkami już jakiś czas temu doprowadziły do tego, że Julien i Galena nie dzielą ze sobą sypialni; kobiecie przypadła ta stara, jej mąż zaś na stałe wyprowadził się do jednego z pokojów gościnnych.
  • Nie odwiedza mugolskiej części Londynu, jeśli tylko nie jest to absolutnie konieczne. Jest za to właścicielem kamienicy na Bremondsey Wall, odziedziczonej po dziadku od strony matki, która przez lata stała pusta, zbierając jedynie kurz. Za namową matki parę lat temu Julien zdecydował się odnowić mieszkanie i wynająć je młodemu małżeństwu, które podobno niedawno doczekało się dziecka. Prawda jest jednak taka, że mężczyzna z dnia na dzień coraz bardziej żałuje tej decyzji - uważa, że przydałoby mu się ciche, spokojne miejsce, w którym mógłby odpocząć od pracy i rodziny, nawet jeśli tylko na chwilę.
  • Gdy w dzieciństwie użądlony został przez pszczołę, tylko szybka reakcja rodziny i natychmiastowa teleportacja do Świętego Munga ocaliły go przez śmiercią. Okazało się wtedy, że ma bardzo silną reakcję alergiczną na jad pszczeli.
  • Unika słodyczy i ostrych potraw, tych pierwszych ze względu na własny gust, a tych drugich ze względu na delikatny żołądek.
  • Latanie nigdy nie było jego mocną stroną, w przeciwieństwie do brata, który za czasów szkolnych grał w drużynie Quidditcha Slytherinu na pozycji pałkarza. Któregoś razu nie zdążył zablokować tłuczka, który złamał mu nos tak poważnie, że nawet mimo szybkiej interwencji szkolnego uzdrowiciela nos Evana do końca jego życia był dość zauważalnie krzywy.
  • Od pewnego czasu ma problemy z kontrolowaniem złości; jeśli ma zły dzień, byle co potrafi wyprowadzić go z równowagi do tego stopnia, że jest w stanie cisnąć ozdobnym wazonem matki w najbliższą ścianę. Nigdy nie posunął się jednak do rękoczynów.
Powiązania:
  • B ł y s k o t k a  -  skrzatka domowa Rosierów, z którą Juliena łączy dość specyficzna więź. Błyskotka jako jedyna potrafi uspokoić go, gdy budzi się z koszmaru, czasem nawet udaje jej się wciągnąć go w rozmowę o czymś zupełnie nieistotnym, żeby odwrócić jego uwagę od okropnego snu. Choć nigdy nie pałała miłością do Evana, którego uważała za zbyt okrutnego, wie, że w towarzystwie Juliena lepiej nie złorzeczyć na jego brata, i choć sam Julien wciąż traktuje ją w pierwszej kolejności jak służącą, jest do niej cieplej nastawiony niż większość czarodziejów do swoich skrzatów domowych. Ich relacja może opierać się na okraszonej wzajemnym przywiązaniem świadomości, że jedno z nich to podwładny, a drugie to jego pan, ale gdyby przyszło co do czego, Rosier nie pozwoliłby nikomu podnieść na Błyskotkę ręki.
Prowadzący: unholy | patykowyludek@gmail.com
Notka odautorska: Gdyby ktoś miał wątpliwości, tak, Julien był, jest i będzie głupio zakochany we własnym bracie. Jesteśmy chętni na wszystko, od nienawiści po przelotne romanse, ale chciałabym najpierw ustalić chociaż ogólny zarys fabuły. Lojalnie uprzedzam, że czasem trzeba mnie pogonić, bo potrafię się wlec z odpisywaniem. Poza tym żona może być do oddania, jeśli znalazłaby się dusza na tyle odważna, żeby napisać taką zołzę.

when our truth is burned from history by those who figured justice in fond memory, witness me  -  like fireweeping from a cedar tree.   know that my love would burn with me,   w e ' l l   l i v e   e t e r n a l l y .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wizarding World